

Święto w Birmingham!
Aston Villa po bardzo dobrym meczu pokonuje Chelsea Londyn. Lider Premierleague po raz drugi w tym sezonie musiał uznać wyższość rywali.
Po raz kolejny The Villans pokazali swoim kibicom, że uwielbiają grać pod presją, przeciwko silniejszym rywalom, podobnie było i w tym przypadku. Póki co na dwa mecze z drużynami z "BigFour" nasza drużyna zgarnęła komplet punktów.
Ale po kolei...
Mecz rozpoczęliśmy z dużym animuszem. Często gościliśmy w rejonie pola karnego gości, ale każda nasza akcja z wykorzystaniem dośrodkowania w pole karne kończyła się rękawicach Cech'a.
Kiedy przyszła 15. minuta cały stadion oniemiał. W momencie największej optycznej przewagi, nasi piłkarze stracili gola. Jedno podanie od Deco do Drogby a ten strzałem z 30 metrów, przy ogromnej pomocy Friedel'a umieścił piłkę w naszej siatce.
Ta bramka podcięła wyraźnie skrzydła naszym zawodnikom, a Chelsea starała się dobić naszą drużynę. Na nasze szczęście The Villans przetrzymali trudny okres, otrząsnęli się po utracie bramki i coraz odważniej atakowali bramkę rywali.
W 33. minucie po perfekcyjnie wykonanym rzucie rożnym przez Ashley'a Young'a, Richard Dunne urwał się z pod opieki rywala i półszczupakiem zdobył ładną bramkę z trzech metrów. Była to druga bramka naszego obrońcy w drugim kolejnym meczu. Tym razem "Rysiek" mógł się cieszyć do woli ze zdobycia bramki.
Wyrównaliśmy, ale groźne akcję nie przestawały straszyć Fiedela. Chelsea zagrażała naszej bramce częściej, ale ekipą, która na optycznie oceniając grała lepiej, byliśmy my.
Do przerwy wynik nie uległ zmianie i na 15 minutowy odpoczynek obie drużyny schodziły przy wyniku 1-1.
Od razu po przerwie do ataku ruszyła nasza drużyna. Nie trzeba było czekać na efekt szturmu na bramkę rywali. W 52 minucie Young wykonuje rzut rożny, Petr Cech, który jak dotąd grał bez zarzutu wyszedł po piłkę, przeliczył się i zza jego pleców 'wyrósł' James Collins i silnym strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Drugi gol stopera naszej drużyny w dzisiejszym meczu.
Chelsea do końca meczu stworzyła sobie chyba za 3 bądź nawet cztery jeśli nie 100 to chociaż 90 procentowe sytuacje. W każdej z nich Friedel swoimi interwencjami odkupował to co zaprzepaścił w 15. minucie.
Im bliżej do końca Villa grała coraz bardziej cofnięta, a jeśli już nasza drużyna atakowała bramkę rywali to robiła to bardzo dojrzale za wszelką cenę utrzymując piłkę blisko linii końcowej boiska, dając tym samym czas na odpoczynek naszym obrońcom.
Po upływie czterech (z trzech) doliczonych minut, sędzia meczu, pan Steve Bennet zakończył mecz i każdy kibic The Villans mógł unieść ręce w geście triumfu.